Sittwe

Samo Sittwe trochę nas zaskoczyło. Może nie swoją wielkością, ale stopniem urbanizacji. Większość ulic ma utwardzoną nawierzchnię, a większe ulice maja nawet oświetlenie. Jest jedna doskonała knajpa z owocami morza, ogromne nietoperze przelatujące nad miastem o zachodzie słońca….. i w zasadzie to na tyle z ciekawych rzeczy w tym mieście 🙂

Przewodnik opisuje jako miejsca do zwiedzania odpustową świątynię, nową i starą wieżę zegarową, targ oraz rozpadający się meczet, który jest otoczony murem i nie można go nawet zobaczyć z bliska. Atrakcji aż nad to 🙂

Sittwe podobnie jak inne miasta portowe leży nad brzegiem oceanu, a w zasadzie zatoki Bengalskiej. Jesteśmy w Birmie, wiec rajskiej plaży się nie spodziewaliśmy, jednak miłym zaskoczeniem była mała żwirowa plaża kawałek za miastem. W sam raz na popołudniowe piwo i małą przekąskę z pobliskiego straganu. Powstaje tam najwieksza inwestycja w Birmie jaką do tej pory widzieliśmy 🙂 czyli fragment promenady z czymś co przypomina latarnię morską, ale chyba nią nie bedzie. Pierwszy raz mieliśmy styczność z kostką brukową, którą układa sie tu prawdopodobnie na mokry cement ubijając zwykłym młotkiem. Daje to piękny efekt popękanej nawierzchni jeszcze przed jej oddaniem do użytku.

No, ale żeby nie rozpływać sie za bardzo…… Sittwe było czystą stratą czasu. Jedynie ze względów logistycznych musieliśmy tam pojechać, bo z Mrauk U nie ma transportu turystycznego do Ngapali Beach, a wiec oznaczałoby to całą dobę w wesołym autobusie pełnym Birmańczyków, bo do przejechania jest kilkaset kilometrów.

image

image

Dodaj komentarz